W obronie szamanów AI
Ostatnio w sieciach antyspołecznych i nie tylko pojawia się sporo tekstów, w których różnej maści specjaliści od AI natrząsają się z innych specjalistów od AI. Schemat jest mniej więcej taki: ja się znam na X, 20 lat w tym siedzę, a tu jakieś gnojki co 2-3 lata temu się za AI zabrały i nie rozumieją X (zaawansowanej matematyki/neurologii/filozofii/wstaw-coś-jeszcze) mądrzą się, oferują jakieś kursy, warsztaty i do tego jeszcze na tym zarabiają. Jeden z takich krytyków nazwał takich ludzi “szamanami AI” co w jego przekonaniu miało być skuteczną obelgą. Druga popularna, równoległa linia krytyki, najczęściej też podawanej „z góry”, to że to wszystko przesada, bo AI przecież nie myśli, bo nie może, bo nie ma mózgu, bo to “tylko” statystyczne zgadywanie, na którym wyżej wspomniane gnojki zbijają kasę wciskając kit naiwnym (“a to bańka, panie, bańka.”).
Ja w tych wpisach widzę głównie dwie rzeczy: lęk i klasyczny “ból d… sempiterny”. Ból, bo ktoś siedzi w temacie od tak dawna, ale jakoś nie udało mu się przekuć tego na sukces finansowy czy biznesowy – a innym, co zabrali się za to całkiem niedawno i owszem. Ten ból jest w tych wypowiedziach bardzo czytelny.
A lęk… To ten sam lęk znany wielu, że to jednak jest przełomowa technologia, która spowoduje, że wiele prac intelektualnych zostanie przejęta przez komputery lub przynajmniej ulegnie fundamentalnej zmianie. Zmianie, której piszący te rzeczy się obawiają bo lękają się – i słusznie! – czy znajdzie się w tym nowym świecie miejsce dla nich a jeśli tak, to jakie. A jak wiemy pierwszym etapem radzenia sobie z taką sytuacją jest próba jej odrzucenia, wyparcia.
Ale żeby nie było, że oferuję tu jedynie amatorską płytką psychoanalizę tych wypowiedzi, skupmy się na tym co naprawdę istotne – na praktycznej wartości tego co robią ci nazywani z przekąsem „szamanami”.
Bo można filozoficzne rozważania czy AI myśli czy nie myśli odłożyć na bok i skupić się na mierzalnych, empirycznie weryfikowalnych umiejętnościach modeli. Na tym co one realnie są w stanie zrobić dla mnie osobiście jak i dla mojej firmy czy organizacji. Bo to, że są to już obecnie potężne narzędzia dające nam nowe możliwości nie ulega najmniejszej wątpliwości.
Praktyczni szamani
I tu przechodzimy do “szamanów AI”, bo oni dokładnie to robią – skupiają się na praktyce.
Szamani ci są bardzo potrzebni i pożyteczni z tego powodu, że pokazują innym jak z AI dobrze korzystać – dobrze, czyli w sposób przynoszący użytkownikowi konkretne korzyści. A naprawdę nie trzeba rozumieć w szczegółach jak działa model, którym się posługujemy żeby umieć nauczyć innych jak z niego korzystać. Nie trzeba też umieć samemu wytrenować od zera nowego modelu (ani tym bardziej mieć koniecznych na to pieniędzy), żeby umieć postawić model open-source na (relatywnie) niedrogim sprzęcie, poddać dodatkowemu treningowi (fine tuning) i następnie zbudować na nim przynoszące wartość rozwiązanie w firmie. A to wszystko oferujemy my – i inni “szamani”.
Myślę, że dobrze oddaje to analogia motoryzacyjna: nie trzeba być fizykiem specjalizującym się w dynamice gazów w wysokich temperaturach (i przez to rozumiejącym dokładnie co się dzieje w komorze spalania) żeby prowadzić warsztat samochodowy albo szkołę nauki jazdy. Tym bardziej, że przecież prof. dr. hab. fizyki czy konstruktor silników nie zajmą się naprawianiem silnika w aucie pana Janka z Kutna ani uczeniem pani Marysi z Wrocławia jazdy samochodem.
Szamani AI wykonują właśnie tą pożyteczną pracę, która jest potrzebna a której profesorowie informatyki i specjaliści z 20 letnim doświadczeniem w X nie wykonają. Nie wykonają jej nie tylko dlatego, że wielu z nich uznałoby ją za poniżej nie tylko swoich kwalifikacji ale i godności. I nie tylko dlatego, że ich wiedza nie zawsze przekłada się na umiejętność znalezienia korzystnych zastosowań technologii, których teoretyczne podstawy znają tak dobrze. Nie wykonają jej dlatego, że po prostu nie ma ich dostatecznie wielu.
Każda technologia żeby się upowszechnić potrzebuje kadry “średniej”, a więc tych, którzy niekoniecznie technologię tą tworzą (zwłaszcza kiedy wymaga to nie tylko wiedzy ale i środków na sprzęt i inne potrzebne rzeczy), ale za to realnie pomagają ją ludziom zrozumieć i zastosować. Kiedy 100 lat temu radio zmieniało dynamicznie życie społeczne to poza pionierami i konstruktorami lamp były zastępy techników radiowych, którzy pomagali konkretnym ludziom uruchomić i naprawić ich sprzęt. Tacy ówcześni “szamani radia”.
I to jest właśnie ten aspekt, którego różni przemądrzalcy nie rozumieją. Więc jako „Szaman AI” jestem dumny z tego, co robię – owszem, nie stworzę kolejnego przełomowego modelu (podobnie, dodajmy, jak większość tych internetowych mędrków), ale wiem dostatecznie dużo by móc innym skutecznie pomóc z tych modeli skorzystać w ich pracy lub wdrożyć oparte o nie narzędzia w ich firmach. A dzięki temu przynajmniej trochę osób przestanie się AI bać a zacznie go po prostu używać.