Szczepionka 737MAX
Jest taki wpływowy artykuł zatytułowany „Software is eating the world”. Chodziło w nim o to, że software jest podstawą działalności właściwie wszystkich odnoszących sukcesy firm. I, że w związku z tym software i budowanie go staje się kluczowe i zarazem powszechne.
Niestety, wraz z tym powszechne stały się także złe nawyki i praktyki IT, na przykład takie jak wydawanie niegotowych produktów, ukrywanie długu technologicznego czy wręcz testowanie produktów przez użytkowników. To nie było takie groźne, póki chodziło o edytory tekstu, gry czy sieci społecznościowe, ale staje się śmiertelnie niebezpieczne, kiedy przenosi się na inne branże.
Pierwszym znanym przykładem był Boeing 737MAX wypchnięty „na chybcika”, z wieloma dysfunkcjami organizacyjnymi jakże znajomymi każdemu, kto kiedykolwiek „wypychał za bramę”, na „deadline” kolejną, poprawioną „na szybko” wersję starego systemu. W tym przypadku oznaczało to śmierć około 300 osób i prawie dwuletnie uziemienie samolotów skutkujące poważnymi kłopotami dla Boeinga. A także utratę zaufania do FAA – niegdyś „złotego standardu” wśród regulatorów lotniczych – kiedy okazało się, że FAA właściwie tylko przybijała pieczątki na tym, co Boeing sam „sprawdził”.
Teraz widzimy podobne podejście – wypchnąć „za bramę”, zrobić testy „na chybcika”, sprawdzić to na milionach użytkowników – na szczepionkach. Z tym, że w przypadku Boeinga 737MAX chodziło o próbę ponownego reużycia starego projektu przez „doklejenie” do niego paru nowych, komputerowych dynksów. Tu zaś mamy wzorzec „nowe eksperymentalne, pospieszne testy na ścieżkach pozytywnych a resztę niech nam ludzie sprawdzą i wykryją błędy”. Coś, co znaliśmy kiedyś z wczesnych wersji Windowsów i co sprawdza się dziś w przypadku Microsoft Flight Simulator 2020 (piękny, nowa jakość w branży ale roi się od błędów), tu się oczywiście nie sprawdzi. W MFSF2020 katastrofy nie są prawdziwe, a sfrustrowani gracze bugi zaraportują po czym co najwyżej poczekają na kolejny „patch” grając w X-Plane. W przypadku szczepionek – zwłaszcza Pfizera i Moderny, opartych na nowej, nigdy wcześniej nie stosowanej technologii – nie będzie tak łatwo, bo żaden „patch” nie przywróci później zrujnowanego zdrowia ani nie wskrzesi tych uczestników eksperymentu, na których wyjdą „bugi”.
W tej chwili mało kto się tym przejmuje, ale za kilka lat będziemy patrzeć na to, że FDA i inni „regulatorzy” na to pozwolili tak, jak dziś patrzymy na dopuszczenie przez FAA 737MAX do lotów. Z tą różnicą, że – miejmy nadzieję – tym razem odpowiedzialni poniosą jakieś realne konsekwencje.